Minął rok…… i członkowie Stowarzyszenia oraz uczestnicy Środowiskowego Domu Samopomocy „Chata z pomysłami” pojawili się na szlakach turystycznych.
Tym razem odwiedziliśmy północną Polskę – Pojezierze Suwalskie. Mieszkaliśmy w ładnym i wygodnym Ośrodku w Gołdapi. Już w drodze do Gołdapi zatrzymaliśmy się, aby zwiedzić miasteczko Tykocin. Zobaczyliśmy pomnik hetmana Stefana Czarnieckiego, barokowy kościół i synagogę.
Następny przystanek to spacer po Biebrzańskim Parku Narodowym. Szliśmy pięknymi, starymi fragmentami lasów, w których błyszczą wielkie rozlewiska bagienne porośnięte ciekawymi roślinami (mchy, turzyce, rosiczka), poznaliśmy rodzaje torfów (wysokie, niskie).Pani przewodnik opowiedziała nam o zwierzętach tu żyjących: bobrach, łosiach, jeleniach, dzikach, bocianach, cietrzewiach ,kormoranach, żurawiach i wielu, wielu innych. Musieliśmy wszystkiego dobrze słuchać, gdyż czekał nas quiz o gadach i płazach. Było wiele kłopotu, gdzie zakwalifikować żabę, gdzie jaszczurkę.
Na miejscu największą dla nas atrakcją było jezioro – też o nazwie Gołdap. Mieszkaliśmy nad tym jeziorem i jeśli było słonecznie opalaliśmy się na plaży, bawiliśmy się w wodzie i pływaliśmy kajakami. Kajakami powozili nas będący z nami terapeuci i przyjaciele: Małgosia, Ludka, Ania, Łukasz, Wojtek, Andrzej.
W mniej słoneczne dni ( czytaj: pochmurne , deszczowe) jeździliśmy na wycieczki autokarem i robiliśmy piesze wędrówki . Byliśmy w Stańczykach i oglądaliśmy piękne architektonicznie mosty, budowane na wzór akweduktów rzymskich. Zachwycaliśmy się ogromnymi lasami Puszczy Rominckiej. Zadziwiały nas często występujące jeziora i wzniesienia, pagóry porośnięte drzewami lub łąkami.
Zdobyliśmy Cisową Górę i byliśmy z tego dumni, bo nie wszyscy wierzyli w swoje siły, a potem okazali się świetnymi zdobywcami. Właśnie te „górki” i jeziora to pozostałość po obecności wielkiego lodowca na terenach Polski, który na Pojezierzach był trzykrotnie.
Spacerowaliśmy po lasach najbliższej okolicy, niedaleko nas był kościół, do którego chodziliśmy na Msze św. W pobliżu były też bunkry z okresu II wojny światowej, czasami ktoś znalazł grzyb i było dużo radości i rozważań, co z nim zrobić – czy oddać do kuchni na obiad, czy ususzyć?
Wieczorami nie byliśmy tak zmęczeni, aby nie szaleć na dyskotekach w naszej świetlicy lub śpiewać przy ognisku przy akompaniamencie Andrzeja, który grał na gitarze.
Wszyscy codziennie pod kierunkiem Łukasza rankiem ćwiczyliśmy wzmacniając siły fizyczne.
Szybko jednak przyszedł czas powrotu. Jeszcze pożegnalna dyskoteka, pakowanie, współne zdjęcia i ….. wsiedliśmy do wygodnego autokaru prowadzonego przez pana Mirosława, który okazał się dla nas nie tylko kierowcą ,ale także troskliwym, wrażliwym — po prostu świetnym opiekunem.
Dziękujemy wszystkim , którzy pomogli przygotować nam ten wyjazd, towarzyszyli nam w czasie codziennych zajęć, troszczyli się o nas.
Jak było, można zobaczyć tutaj.